Strona:Aleksander Błażejowski - Tajemnica Doktora Hiwi.pdf/58

Ta strona została uwierzytelniona.

Japończyk stał i pilnie przypatrywał się żmudnej i niebezpiecznej pracy. Po kilku minutach rozsypany pył był już tak gęsty, że tworzył firankę mgły, która nieruchomo stała w powietrzu. Światło reflektorów coraz trudniej przedzierało się przez tę grubą zasłonę. Potem aeroplany zmieniły widocznie manewr, bo łoskot oddalał się coraz bardzej, jakby przechodził w inne dzielnice miasta.
Długo nie mogli opanować wrażenia. Pod wpływem huku brzmiał w ich uszach szum, w głowie czuli silny ucisk. Pierwsza opanowała się baronowa Teitelberg i bezpośrednio zaczęła krzyczeć wprost do ucha doktora Hiwi:
— Cóż to znów za manewry w tej smutnej chwili?
— Dlaczego pani podnosi głos? — spytał zdziwiony japończyk.
— Mam wrażenie, że ogłuchłam zupełnie, że bębenki popękały mi w uszach... To był eksperyment jakiegoś szaleńca... Założę się, że kilka aeroplanów nie wróci już do hangaru... W pierwszej chwili sądziłem, że to nieprzyjacielska eskadra chciała do reszty dokonać dzieła zniszczenia Berlina...
— Któżby się znęcał nad chorem miastem... — przerwał łagodnie doktór Hiwi. — Czy słyszała pani, aby mordowano chorego, który bezsilny leży w łóżku? W czasie wojny czy-