Strona:Aleksander Błażejowski - Tajemnica Doktora Hiwi.pdf/63

Ta strona została uwierzytelniona.

do okna, nie chcąc być świadkiem czułej sceny, potem spojrzał na zegarek: dochodziła dziesiąta, godzina, w której zwykle rozpoczynał już pracę w swojem zaimprowizowanem laboratorjum hotelowem. Wstał z fotelu i chciał się pożegnać.
— Niech doktór zaczeka, wyjdziemy razem, — prosił Strogow.
— Jakto, nie zostaje pan u baronowej? Przecież nie jest jeszcze późno... — spytał zdziwiony japończyk.
— Nie mogę. Przygotowania do jutrzejszego wyjazdu pochłoną mi dużo czasu.
Gdy wyszli na korytarz hotelowy, pożegnali się długim. serdecznym uściskiem ręki.
— Do jutra, — rzucił z uśmiechem japończyk, znikając w drzwiach swego pokoju.
— Do jutra, — odpowiedział Strogow z wyraźną nutą wdzięczności w głosie.
Baronowa Teitelberg siedziała w fotelu nieruchomo. Przed jutrzejszą podróżą czuła dziwny lęk. Bała się wyjazdu do Polski, kraju, który znała jedynie z opowiadania męża. W ustach Geheimrata, Polska nie przedstawiała się zachęcająco. Kraj, który skonfiskował fabryki należące do Eriki, państwo, w którem codziennie obowiązywały nowe przepisy i ustawy, zależnie od rządu, jaki chwilowo chwytał