Strona:Aleksander Błażejowski - Tajemnica Doktora Hiwi.pdf/73

Ta strona została uwierzytelniona.

dowa do siebie, — myślała, — opowiem mu wszystko, a równocześnie będę go prosiła, aby Lotti nie pociągnięto do odpowiedzialności.
To postanowienie uspokoiło ją nieco. Zasunęła sama w oknach żaluzje i ciężkie welurowe portjery i zaczęła wolno układać się do snu. Sen jednak nie nadchodził. Pobudzona opowiadaniem Lotti fantazja zaczęła pracować gorączkowo. W półśnie widziała Haunera, który jak kot zakrada się za olbrzymią sylwetką jej męża. Hauner trzymał w rękach rewolwer i już zamierzał strzelić, gdy nagle ona chwyciła go za rękę i rozpoczęło się śmiertelne szamotanie. Baron Teitelberg zamiast jednak rzucić się na swego mordercę, zaczął ściskać jej szyję, aż traciła oddech. Nagle uścisk zwolnił się, pani Luiza chwyciła oddech i zdziwiona spostrzegła, że przed nią stoi tylko doktór Hiwi, uśmiecha się zagadkowo i wręcza jej wiązankę pąsowych róż. Chwyciła gorączkowo kwiaty, pokryte świeżą rosą i przyciskała je do rozpalonych skroni. A doktór Hiwi zaczął wyznawać jej swoją miłość. Mówił tak cicho, że nie mogła słyszeć jego słów. Obrazy zaczęły wreszcie kołować przed nią, mieszać się ze sobą, wzajemnie popychać i rozrywać, wreszcie przed jej oczyma obracało się jakieś olbrzymie, błyszczące kolisko, pełne nieregularnych, ekscentrycznych linji.