Strona:Aleksander Błażejowski - Tajemnica Doktora Hiwi.pdf/94

Ta strona została uwierzytelniona.

nas pan w hotelu „Adlon“. Na całe życie zaciągnęliśmy wobec pana niespłacalne zobowiązanie... — mówiła pani Luiza, ściskając serdecznie drobną dłoń japończyka.
— W Warszawie pomówimy o wdzięczności, tam tło będzie nieco weselsze... — odpowiedział doktór Hiwi.
Nagle Strogow przypomniał sobie jakąś ważną sprawę, bo szybko zwrócił się do lekarza i odciągnął go w kąt sali. Rozmawiali długo i przyciszonym głosem, Do uszu pani Luizy dobiegało tylko od czasu do czasu nazwisko Blindowa. Doktór Hiwi skrzętnie zapisywał coś w notatniku.
Gdy szofer przypomniał o porze odjazdu, wtedy pożegnali się raz jeszcze serdecznie i wyszli przed garaż.
Noc była piękna. Przez konary i gałęzie drzew przeglądała tarcza księżyca. Na czarnem tle nieba, jakby ktoś rozsypał garściami złoty pył piasku. Cisza panowała w powietrzu.
— Wieczór jak stworzony dla podróży poślubnej, — rzucił żartobliwie doktór Hiwi.
Otulili się w futra, szofer przytrzasnął drzwiczki, za chwilię głuchy warkot motoru unosił panią Luizę i Strogowa w kierunku Neuköln.
Gdy automobil znikł na zakręcie, doktór Hiwi stał jeszcze chwilę na ulicy, patrzał jak w jasno oświetlonych oknach migały cienie