Strona:Aleksander Błażejowski - Walizka P. Z.pdf/101

Ta strona została uwierzytelniona.

— Doskonale, Johann, że nawet po śmierci spełniacie jego rozkazy, — przerwał z uznaniem detektyw. — A czy nie wpuszczaliście od chwili morderstwa nikogo do gabinetu?
— Nikogo, panie radco. Zresztą ktoby tam chciał wejść po tym strasznym wypadku.
— Właśnie my chcemy wejść, — spokojnie powiedział książę.
Służący skłonił się służbiście, ale w jego oczach można było wyczytać, że wolałby tam nie wchodzić.
Blindow pierwszy wyszedł na korytarz, za nim podążył książę i Johann. Przeszli przez hall obok katafalku i szybko skierowali się na schody. Stanęli wreszcie przed drzwiami gabinetu, w którym dwa dni temu rozegrała się krwawa tragedja.
Johann drżącemi rękami długo szukał klucza w kieszeni. Na twarzy służącego malował się coraz większy lęk. Wreszcie wyjął płaski skomplikowany klucz od zatrzasku, ale ręce tak mu drżały z przerażenia, że nie mógł trafić w otwór zamku.
— Wstydź się Johann, — upominał go Blindow. — Czego się tak lękasz?...
— Panie radco, — usprawiedliwiał się służący. — We wsi, skąd pochodzę, opowiadają, że dusza zamordowanego krąży koło tego miejsca, gdzie zginął...