Strona:Aleksander Błażejowski - Walizka P. Z.pdf/108

Ta strona została uwierzytelniona.

nie wiem nic pewnego, ale tak mówi mi intuicja. Boję się, czy ten akt zemsty nie dosięgnie tej biednej, nieszczęśliwej kobiety, której jedynie winą jest chyba to, że była żoną zamordowanego... Przyznam otwarcie, że boję się pozostawić baronową Teitelberg w tych tragicznych ścianach, w których co chwila dokonywa się jakaś zbrodnia. Chciałbym przenieść ją stąd w jakieś bezpieczniejsze miejsce.
Blindow patrzył długo w oczy księcia. Dostrzegł w nich głęboką troskę i lęk. Na bladej twarzy Strogowa malował się głęboki smutek i zakłopotanie. Prawdopodobnie obawiał się, czy słowa jego zostaną należycie zrozumiane.
Mimo całej opryskliwości i zgryźliwości usposobienia, stary urzędnik poczuł nagle sympatję do tego młodego człowieka, z którego oczu biły cienie marzycielstwa.
— Książę jest Rosjaninem? — spytał detektyw, kładąc chudą rękę na ramieniu Strogowa.
— Tak, jestem Rosjaninem.
— Poznałem, — szepnął miękko Blindow. — Każdy z was jest marzycielem. Więc i książę nie stanowi wyjątku... My Niemcy sentymentem nie grzeszymy, ale ja rozumiem pana... Niestety, radzić nie mogę. W tej chwili nie mogę się zorjentować, czy baronowej grozi niebezpieczeństwo, możliwe, że za kilka godzin będę miał jakiś wyrobiony pogląd na zbrodnię...