Strona:Aleksander Błażejowski - Walizka P. Z.pdf/113

Ta strona została uwierzytelniona.

Strogow objął ramieniem smukłą postać swej kochanki, i podszedł z nią do lustra, zapalając duży pająk. Strumień białego światła wypełnił buduar, przełamał i wypędził gnębiące światło ampli.
— Przypatrz się, Luizo, — mówił Strogow, wpadając w dobry humor. — Zmizerniałaś, przybladłaś, na twarzy twojej utrwalił się wyraz jakiegoś strasznego zgnębienia... Czy warto?
Uśmiechnęła się blado.
W oczach jego zajaśniały teraz błyski szczęścia. Obsypał jej ręce pocałunkami.
— Ale ubieraj się szybko. Ja zadzwonię do garażu i każę szoferowi zajechać przed dom.


∗                                        ∗