Strona:Aleksander Błażejowski - Walizka P. Z.pdf/115

Ta strona została uwierzytelniona.

Tłok pojazdów na placu Paryskim był tak wielki, że limuzyna musiała czekać długą chwilę na wolny przejazd. Potem wolno, krok za krokiem posuwała się naprzód, aż stanęła przed jasno oświetlonem wnętrzem wspaniałego hotelu. Kilku czerwonych boy’ów podbiegło do limuzyny i pomogło otworzyć drzwi.
Gdy baronowa Teitelberg wysiadła, książę Strogow wydał szoferowi polecenie, aby bezzwłocznie wracał na Grunewald, a rano, gdy tylko pokojówka wróci od swej ciotki ze Stralau, ma ją przywieźć do hotelu. Po chwili szofer odjechał, a książę podał troskliwie ramię swojej towarzyszce i przeprowadził ją przez tłum ludzki do wnętrza wspaniałego hotelu.
Pani Luiza zatrzymała się na chwilę w rzęsiście oświetlonym hallu i z radością patrzyła na szklanny kołowrót, który wpuszczał i wypuszczał barwny tłum ludzi.
— Tak mi tu jakoś raźno w tym tłumie, — szepnęła, tuląc się do swego przyjaciela. — Tam na Grunewaldzie, w poszumie lasów świerkowych, w samotnej, przeklętej willi, zdawało mi się niepodobieństwem ujrzeć już ludzi i roześmiane ich twarze. Tam na Grunewaldzie było coś we mnie z tej żony hinduskiej, która czeka cierpliwie, aż spalą ją na stosie razem z mężem... Patrz, Dymitr, — nawet Colly cieszy się, że wyleciał z tego domu....