Strona:Aleksander Błażejowski - Walizka P. Z.pdf/120

Ta strona została uwierzytelniona.

moru. Postanowił płynąć z falami jej kaprysów i nie troszczyć się, gdzie go one zaniosą.
— Nad czem myślisz? Zejdź na dół, zamów kolację, a ja przez ten czas poprawię fryzurę.
Wyszedł posłusznie z pokoju, wszedł do sali restauracyjnej i zamówił gabinet z fiołkowem obiciem. Potem podyktował kelnerowi spis potraw i wina, jakie mają być podane. Gdy opuszczał salę, natknął się niespodzianie w hallu na hrabiego Witzingerode.
— A, książę! — powitał go z radością młody arystokrata. — Tak dawno nie widzieliśmy pana. Cały klub tęskni. Nie dalej jak wczoraj Klotwitz i Thorey wypytywali z troską o pana. Tak miły partner ubył im przy bridge’u i pokerze. Podobno wyjechał pan z Berlina, aby podziwiać girls z „Folies Bergéres“ i wypić flaszkę prawdziwego szampana u Duval‘a. My niestety musimy zadowalniać się namiastką niemiecką...
— Cóż to, hrabia tak gorliwy patrjota i nie szczyci się swoją namiastką?
— Patrjotą jestem, bo patrzę równie jak moi najbliżsi z tęsknotą na Doorn, ale szampan i dziewczęta wolę autentyczne... „made in Frenche.“ Niech więc książę przemówi wreszcie i opowie co słychać w Paryżu.
— Ach na temat, który pana tak interesuje, niestety nie wiele powiedzieć mogę. Biegałem