Strona:Aleksander Błażejowski - Walizka P. Z.pdf/127

Ta strona została uwierzytelniona.

memu sercu mauzoleum. Nie było roku, abym nie spędził w tej willi kilku dni w samotności. Chodziłem wśród najdroższych pamiątek. W samotności rozmawiałem nieraz ze Zmarłą. Zdawało mi się, że niemożliwe, aby duch jej nie powracał do willi, w której tyle miłości i przywiązania jej okazałem. A teraz, gdy bolszewicy wyzuli mnie z majątku, musiałem sprzedać to mauzoleum... Ale serce krwawiło bardzo... Widzisz, jestem romantyk, a w życiu to wielka wada. Wolałbym być człowiekiem bez skrupułów, byłoby mi lepiej...
Baronowa Teitelberg przymknęła powieki. Łzy błysnęły na jej długich rzęsach.
— Nie płacz, Luizo, — prosił. — Tylko nad zmarłym kochankiem wolno kobiecie wylewać łzy. W żyjącego powinno się patrzeć z wiarą. Nie jestem jeszcze bankrutem. Pozostał mi wielki majątek — twoja miłość. Uważam się za magnata, któremu niejeden zazdrości szczęścia.
Całował oczy i bladą twarz kochanki, wpił się ustami w jej czerwone, krwią nabiegłe usta, gniótł je i rozchylał. Tuliła się coraz mocniej do niego, jakby chciała opleść go swojem giętkiem ciałem. Z dziką namiętnością i zapamiętaniem całował jej szyję i włosy, a pod wpływem tych pocałunków, jej piersi falowały coraz silniej, oddech stawał się coraz krótszy, oczy zasnuły się mgłą nieprzytomności. Ciała kochanków