Strona:Aleksander Błażejowski - Walizka P. Z.pdf/133

Ta strona została uwierzytelniona.

— Chciałaś powiedzieć pierwsze, — zaprzeczył gwałtownie.
Zawołał kelnera, wyjął duży stumarkowy banknot i wydał orkiestrze polecenie. Za kilka minut usłyszeli tuż za drzwiami gabinetu, tony pełnego tłumionej namiętności tańca argentyńskiego. Znów płakały skrzypce i czelo, dzwoniła banjo — gitara.
Słuchali w milczeniu, a wtem on uczuł, że jej ręka szuka jego ręki. Wtedy odtrącił gwałtownie fotel, przysunął się do niej. Spazmatycznie objęła go ramionami i pierwsza wpiła się ustami w jego usta. Chciwie wchłaniała jego oddech, palcami namiętnie wpiła się w jego szyję. Tłumiona na górze w apartamencie, namiętność wróciła teraz spotęgowana.
— Zamknij drzwi, — szepnęła, łamiąc się w jego uściskach.
Resztką świadomości wstał i zasunął zatrzask. Potem szybko podbiegł do niej, ukląkł i całował chłodny jedwab jej pończoch. Teraz zdawało się im, że jasne światło w kandelabrach przygasło...
Za drzwiami łkały spazmatycznie skrzypce i czelo...


. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .