Strona:Aleksander Błażejowski - Walizka P. Z.pdf/135

Ta strona została uwierzytelniona.

chodową. Za chwilę usłyszał sygnał klaxofonu automobilowego. Kazał się zawieźć do domu na Mohrenstraße.
W dorożce uczuł silne zmęczenie. Prąd świeżego powietrza, zamiast go ożywić, podwajał senność. Strogow starał się jednak otrząsnąć ze stanu ogarniającej go bezwładności, siłą woli podtrzymywał powieki, aby nie opadły.
— Za godzinę muszę być zpowrotem w hotelu Adlon — myślał, walcząc z sennością. — Najpierw rozmówię się z jedną, a potem z drugą. Ani godziny nie mam teraz do stracenia...
Dorożka zatoczyła łuk koło kościoła św. Trójcy i wolno sunęła przez Mohrenstraße.
— Nareszcie jestem w domu, — pocieszał się — kąpiel ożywi mnie.
Wszedł do mieszkania, zbudził służącego.
— Pan Zaharow był?
— Był, — odpowiedział służący, starając się oprzytomnieć po głębokim śnie.
— Co mówił?
— Ano, nic. Dziwił się, że pana niema w domu. Obiecał, że przyjdzie dziś po południu o czwartej. Prosił bardzo, aby pan go przyjął. Potem dzwonił ktoś z konsulatu, czy ambasady i zawiadomił, że wszystkie paszporty zagraniczne są już wystawione i każdej chwili mogą być podjęte. Chciałem zapytać go o bliższe szczegóły, ale połączenie naraz przerwano.