Strona:Aleksander Błażejowski - Walizka P. Z.pdf/139

Ta strona została uwierzytelniona.

Strogow zatopił się w miłych wspomnieniach, bo aż przymknął oczy, a na jego pięknie wykrojonych ustach igrał wesoły uśmiech szczęścia.
Szofer zatrzymał wreszcie wóz przed hotelem Adlon. Strogow otworzył oczy, spojrzał przez okno na lśniące od błota i wilgoci chodniki i jezdnie. Wstrząsnął się ze wstrętem.
— A tam śnieg... — powtórzył i wszedł do hallu hotelowego.
O tej porze ruch hotelowy był już silny. Na korytarzach grały dzwonki, służba przesuwała się cicho między tłumem podróżnych, odprowadzając każdego gościa do jego pokoju. Na ciężarowych windach wyjeżdżały i zjeżdżały bagaże i walizy kolejowe. Przed biurem informacyjnem przesuwał się długi wąż ludzki. Strogow patrzył na ten wielojęzyczny, różnobarwny tłum i podziwiał niesłychaną organizację, sprężystość i porządek. Zarządzający hotelem wodził wzrokiem po tłumie i badał, czy służba jest dość uprzejma i staranna w załatwianiu interesantów. Czasem marszczył się z niezadowoleniem, gdy powstał lekki zator publiczności przed oknami portjera.
Strogow podszedł w kierunku kiosku, w którym mieścił się kontor wymiany. Stąd miał doskonały przegląd wchodzących. Z niecierpliwością spoglądał na szklanne drzwi wahadłowe, to znowu na zegarek.