Strona:Aleksander Błażejowski - Walizka P. Z.pdf/14

Ta strona została uwierzytelniona.

więc jakim cudem mógł ktoś uciec stąd, skoro zasuwy okien są w porządku... Zbyt gwałtownie pchnąłem drzwi do gabinetu i prąd powietrza poruszył zasłonę.
Argumentacja służącego była tak jasna, że Teitelberg w duchu sam wyśmiewał się ze swego strachu. Zgasił światło w pokoju, który wydawał mu się przed chwilą podejrzany, i wrócił zupełnie już uspokojony do swego gabinetu.
— No, dobrze Johann. Teraz idź i załatw, co ci kazałem.
Johann wysunął się cicho z gabinetu.
Geheimrat Teitelberg przeszedł miarowym krokiem gabinet. Zbliżył się wreszcie do biurka. I tu znów uderzył go jakiś mały nieład. Papiery nie były ułożone z taką systematycznością, z jaką zwykł był sam je układać. Przycisk z olbrzymim lwem weneckim był niedbale rzucony na stos ceduł giełdowych.
— Niewątpliwie Hauner tu gospodaruje. Muszę go tego raz na zawsze oduczyć, — mruknął sam do siebie, — ale moje nerwy są również nie w porządku... Zbyt wiele pracuję. Z tą zasłoną to było nawet śmieszne...

Służący wszedł do poko u postawił na biurku szklankę gorącej herbaty[1] Teitelberg czekał niec erpl wie, a odgłos kroków służącego ucichnie w kurytarzu, potem nerwowo zbliżył

  1. Przypis własny Wikiźródeł Błąd w druku; po słowie herbaty brak przecinka lub kropki.