Strona:Aleksander Błażejowski - Walizka P. Z.pdf/141

Ta strona została uwierzytelniona.

— Książę, — prosiła, — naprawdę, nie jestem winna. Mnie żal było mojej pani, tylko oni...
— Więc kto? — spytał wściekły.
— Oni.
— Ile wzięliście razem?
— Dziesięć tysięcy. Dziś jednak mieliśmy otrzymać resztę.
— Ty?
— Nie, nie ja, — mówiła, słaniając się z przerażenia na nogach.
— Więc kto?
— Hauner.
Strogow zaśmiał się tak nieswoim głosem, że cofnęła się wtył zalękniona. Przysunął się jednak bliżej ku niej, jakby prężył się do skoku. Na jego twarzy malowała się zawziętość i gniew. Dziewczyna uczyniła ruch, jakby chciała uciekać. Chwycił ją za rękę z taką siłą, że na jej twarzy odmalował się ból.
— Haunerowi wypłacą już honorarjum na tamtym świecie, — cedził Strogow przez zęby — ale tobie jeszcze tu wypłacą na Moabiten...
Dziewczyna czuła, że Strogow wie wszystko i że jest osaczona. Oglądała się z przerażeniem na tłum publiczności, przekonana, że kręcą się w nim agenci policyjni, którzy lada chwila wtrącą ją do więzienia. Była tak zaskoczona, ze nie mogła skoncentrować myśli, wolała uderzyć w pokorę: