Strona:Aleksander Błażejowski - Walizka P. Z.pdf/15

Ta strona została uwierzytelniona.

się do biurka, chwycił słuchawkę telefoniczną i zażądał numer 87-296. Połączenie otrzymał natychmiast.
— Czy pan Kanner w domu? — spytał z jakimś niepokojem w głosie. — To doskonale... Poszlę w tej chwili auto po pana... Za pół godziny musi pan być u mnie na Grunewaldzie... Sprawa niezwykle ważna...
Odłożył słuchawkę i odetchnął głęboko. Następnie szybko połączył się z garażem automobilowym i kazał szoferowi jechać na Sandbergertor Nr. 106.
Telefon jakby wyczerpał siły Geheimrata. Teitelberg przymknął oczy i wsłuchiwał się w monotonny plusk deszczu w rynnach. Zmęczone powieki przysłoniły małe, niespokojne oczy. Po szerokiej twarzy przebiegały nerwowe drgawki. Zdawało się, że Teitelberg drzemie.
Upłynę a może godzina, gdy pod willą rozległ się warkot motoru. Po chwili ostry głos dzwonka w bramie wytrącił Teitelberga ze snu, czy z zamyślenia. Otworzył oczy, poprawił się w fotelu i niecierpliwie zaczął nadsłuchiwać. Po kilku sekundach usłyszał stłumione kroki w korytarzu, a potem dyskretne pukanie do drzwi.
— Wejść! — rzucił krótko Teitelberg.
Do gabinetu wsunął się człowiek w pomiętym, staromodnym żakiecie. Wystające kości