Strona:Aleksander Błażejowski - Walizka P. Z.pdf/171

Ta strona została uwierzytelniona.

— O dalszych szczegółach dowiecie się na miejscu od pana Glasgiera, który wszystko jeszcze raz panom wytłumaczy. Jeszcze raz zaznaczam, że muszą panowie zachować się spokojnie. Silniejszy oddech, któregoś z was może popsuć całą dzisiejszą wyprawę. A teraz możecie już odejść. Glasgier panów zaprowadzi.
— Rozkaz, panie Blindow, — odpowiedzieli służbiście i rozproszyli się na ulicy, idąc oddzielnie.
Na czele szedł olbrzymi Glasgier w impregnowanym płaszczu. Wkrótce dogonił go Haueisen, którego kwadratowy kark zlewał się z szerokiemi barami, zdradzając niezwykłą siłę.
— Ale ten Blindow mimo sześćdziesiątki zdrów chłop, jeśli w taką pogodę sam uczestniczy w wyprawie, — mruknął z uznaniem atleta.
— Widocznie nie zna go pan dobrze, — mruknął Glasgier. — Mimo sześćdziesiątki, Blindow jest dziś tak silny i elastyczny, że nie zakładałbym się o to, czy nie zdołałby pana rozłożyć...
— Przesada...
— Nie przesada, — odburknął Glasgier. — Gdy raz w przystępie złości, chwycił mnie za rękę, miałem wrażenie, że przytrzymują mnie stalowe kleszcze. Kilka minut nie mogłem ręką ruszyć...
— A wygląda jak zasuszona mumja...