Strona:Aleksander Błażejowski - Walizka P. Z.pdf/174

Ta strona została uwierzytelniona.

nale kontury poszczególnych przedmiotów. Ręka detektywa dotknęła wreszcie mosiężnej poręczy schodów. Ostrożnie wspinał się Blindow na pierwsze piętro. Na podeście czuł się swobodniej, coraz bardziej bowiem oddalał się od pokojów służbowych. Wszedł wreszcie w korytarz i skierował się przed drzwi gabinetu barona Teitelberga. Skomplikowany zamek zmusił go do użycia latarki.
— Nie wiem, czy w Berlinie znalazłby się bardziej zręczny złodziej... — pomyślał detektyw z zadowoleniem.
W gabinecie barona Teitelberga panował chłód i pustka. Dawno nie sprzątany pokój wypełniały teraz pokłady kurzu.
Dziwne uczucie owładnęło w tym pokoju starego detektywa. Nerwy jego wibrowały coraz silniej na myśl, że w tym właśnie pokoju rozegrały się dwie tragedje ludzkie, a lada chwila i on rozegra tu walkę na życie i śmierć ze złoczyńcą. Opanował się jednak szybko. Wiedział doskonale, że cała siła i przewaga zbrodniarza nad nim polega właśnie na silnych nerwach i chłodnej orjentacji.
— Muszę dziś dorównać mu w spokoju, — wmawiał sam w siebie, chcąc za wszelką cenę pozbyć się uczucia lęku.
Zaświecił znów latarkę, aby dokładnie zorjentować się, gdzie najlepiej może się ukryć.