Strona:Aleksander Błażejowski - Walizka P. Z.pdf/18

Ta strona została uwierzytelniona.

Walizki musi pan strzec jak oka w głowie. Nawet na chwilę nie wolno jej z rąk wypuszczać...
— A gdyby na cle podejrzywano cośkolwiek?...
— Ach, mogą pruć, panie Kanner, — uśmiechnął się z politowaniem Geheimrat — byleby pan skrzętnie zabrał każdy strzęp i zawiózł do Warszawy. Mogą pruć, nie operuję trickami małomiasteczkowego przemytnika...
— Chciałem tylko wiedzieć, co mi grozi, gdyby na granicy polska policja... — wtrącił nieśmiało Kanner.
— Na granicy nic panu nie grozi. Jedyne niebezpieczeństwo, gdyby pan niedokładnie wypełnił moje polecenie. W Warszawie na dworcu Wiedeńskim czekać będzie na pana automobil. Pozna go pan zaraz. Będzie to duża czerwona „Minerwa.“ Przy kierownicy będzie siedział szofer w jasnym angielskim palcie. W wozie zobaczy pan człowieka w szkłach amerykańskich. Bez chwili wahania musi pan wsiąść do tego automobilu. Niech pan unika wszelkich pytań i rozglądań się na dworcu. Tam może być gorąco... Auto ruszy zaraz z miejsca i zawiezie pana do firmy „Wrończyk i Laube.“ Laubemu odda pan walizkę i jego poleceń musi pan ściśle słuchać. Wolałbym, aby jeszcze tego samego dnia opuścił pan Warszawę. Honorarjum pańskie za tę drobną przysługę wyniesie pięć tysięcy marek.