Strona:Aleksander Błażejowski - Walizka P. Z.pdf/183

Ta strona została uwierzytelniona.

rękę. Podwinął wreszcie nogi i dźwignął się powoli. Ból w całem ciele był tak straszny i przejmujący, że staremu radcy policji zdawało się, że pokój jest jaskrawo oświetlony.
Wstał, ale zatoczył się znowu i byłby runął na podłogę, gdyby nie olbrzymi fotel na którym oparł się kurczowo. Długą chwilę stał Blindow bezradny, starając się całym wysiłkiem swej woli opanować ból i bezwład.
Spojrzał w okno. Świtało...
Blade światło dnia dodawało staremu detektywowi energji. Chwytając się mebli, wolno posuwał się ku drzwiom. Wreszcie nacisnął klamkę. Drzwi były zamknięte. Sięgnął do kieszeni po klucz od zatrzasku. Kieszenie były wypróżnione. Przerażony sięgnął do miejsca, gdzie umieszczony był portfel i notatnik, zapełniony ważnemi zapiskami. Ani portfelu, ani notatnika nie znalazł. Teraz ogarnął go szał wściekłości. Nie czuł już strasznego bólu.
— Ach, łotr!... — syknął przez zęby.
Szybko poszedł do okna, uchylił wielką szybę wenecką. Prąd wilgotnego, zimnego powietrza orzeźwił go znacznie.
— Glasgier! — rzucił donośnie w ogród.
Z za muru oranżerji wyskoczył olbrzymiego wzrostu agent policyjny. Chwilę szukał wzrokiem, skąd głos pochodzi. Spojrzał wreszcie w otwarte okno i spostrzegł swego przełożo-