Strona:Aleksander Błażejowski - Walizka P. Z.pdf/185

Ta strona została uwierzytelniona.

— Ale to oporządził pana, — szepnął Glasgier ze strachem, i jakby podziwem dla złoczyńcy.
Blindow strzepnął zdrową ręką na znak lekceważenia.
— Mógł mnie sto razy lepiej urządzić... — powiedział wolno, jakby z trudem. — Wobec tego strasznego Azjaty każdy z nas byłby za słaby... Z mojej niemiłej przygody powinniście jednak wyciągnąć dobrą dla siebie naukę: — Nie wolno zbytnio ufać własnym siłom. Mniejsza o swoją osobę, — ale sprawie można zaszkodzić... — skończył tak cicho, że niemal szeptał do siebie.
Johann przyniósł zwitek waty i wody karbolowej. Glasgier wybiegł na korytarz i powrócił za chwilę ze szklanką zimnej wody. Stary detektyw pił chciwie. Boleśnie okaleczona warga zostawiła krwawy ślad na szklance.
— Jeszcze, — prosił Glasgiera.
Agent podał rannemu drugą szklankę. Wtedy radca policji zaczął mówić ze znaczną już ulgą:
— Panowie możecie odejść do domu. Wystarczy, jeśli sam Glasgier zostanie przy mnie i zawezwie telefonicznie lekarza i automobil. Muszę nieco przyzwoiciej wyglądać na ulicy. Należałoby przynajmniej wargę zeszyć, zanim pokażę się w prezydjum policji...