Strona:Aleksander Błażejowski - Walizka P. Z.pdf/186

Ta strona została uwierzytelniona.

— Uważam, że pan radca powinien poleżeć kilka dni w łóżku. Rana na głowie jest dość poważna... — wtrącił nieśmiało Haueisen.
— Nie obawiaj się pan o mnie, — przerwał z bolesnym grymasem na twarzy stary detektyw. — Mimo sześćdziesiątki zdrów jestem jak młody kot. Jeszcze się z tego wyliżę...
Gdy agenci wyszli i kroki ich ucichły zupełnie w korytarzu, Blindow skinął ręką na Glasgiera, aby zbliżył się do niego i zaczął mówić szybko i nerwowo.
— Glasgier, ja boję się o siebie... Nie wiem, czy z tej afery powyciągam nogi... Kto wie, czy nie byłoby lepiej dla mnie, aby mnie był sztyletem ugodził... Wtedy byłbym zeszedł z pola pracy z dobrą opinją, teraz sprawa moja przedstawia się znacznie gorzej... Zanadto ryzykowałem i popsułem wszystko. Obawiam się, że już nic nie da się odrobić.
— Ależ, panie radco, jak można tak upadać na duchu, — przerwał Glasgier, a w niebieskich oczach tego olbrzyma malowało się tyle przywiązania i dobroci, że stary detektyw uśmiechnął się do niego z ojcowską pobłażliwością.
— Nie, Glasgier, trudno jest odrobić, co się raz zepsuło. Zaryzykowałem wszystko i wszystko straciłem. Zbrodniarz zabrał ostatnią rzecz, która potrzebna mu była dla wyjaśnienia ja-