Strona:Aleksander Błażejowski - Walizka P. Z.pdf/188

Ta strona została uwierzytelniona.

Glasgier połączył się z pokojem dyżurnym w dyrekcji policji i zażądał przysłania na Grunewald lekarza z narzędziami chirurgicznemi i automobilu służbowego. Potem zbliżył się do swego przełożonego.
— W nocy, panie radco, nie widzieliśmy właściwie nic. Ja stałem z Haueisenem koło oranżerji. Miejsce było doskonałe i można było obserwować cały ogród, gdyby nie ta ciemna noc. Nie widziałem nawet własnej ręki. Nagle zdawało mi się, że słyszę jakieś kroki. Trąciłem nawet łokciem Haueisena. Słuchaliśmy, ale odgłos kroków już się nie powtórzył. W ogrodzie i willi panowała zupełna cisza. Po chwili spostrzegliśmy, że pan radca zapalił w pokoju na piętrze lampę. Byliśmy przekonani, że cała wyprawa nie udała się. Staliśmy jednak spokojnie dalej, obawiając się cośkolwiek z pańskich planów zepsuć. Po upływie godziny lampa zgasła. Żadnych sygnałów świetlnych nie otrzymaliśmy. Na własne ryzyko nie wolno nam było nic robić.... Przyszedł wreszcie świt... Zmarzliśmy i zmokli strasznie. Haueisen żalił się, że nogi mu zdrętwiały i przemarzł do kości. Pocieszałem go jak mogłem, choć sam nie byłem w lepszej skórze. To było wszystko. Potem dopiero o siódmej rano zobaczyłem pana radcę skrwawionego w oknie. Przestraszyłem się