Strona:Aleksander Błażejowski - Walizka P. Z.pdf/19

Ta strona została uwierzytelniona.

— A gdyby zamknięto granicę i nie wypuszczono mnie z Warszawy?...
Teitelberg zaśmiał się.
— Jest pan obywatelem niemieckim i człowiekiem neutralnym. Warszawa nie miałaby powodu przetrzymywać tak sympatycznego człowieka...
Geheimrat Teitelberg wyciągnął z kieszeni olbrzymie skórzane etui, wyjął grube cygaro hawańskie i podał gościowi. Kanner wziął łapczywie cygaro, starannie je obciął i zapalił.
— No, więc jedzie pan jutro? — spytał Teitelberg, wpadając nagle w serdeczny ton.
— Jadę, panie baronie. Żaden Niemiec nie uchyla się od swych patrjotycznych obowiązków.
— Zwłaszcza gdy ciężar obowiązku owinięty jest w niemieckie tysiącmarkówki... — zaśmiał się rubasznie Teitelberg. — No, ale pora dać panu walizkę, paszport i trochę pieniędzy na drogę.
Z trudem dźwignął się Teitelberg z głębokiego fotela, z kieszeni wyciągnął pęk błyszczących kluczy i wszedł wolno do drugiego pokoju.
Kanner patrzył w ogień cygara i rozmyślał o szczegółach jutrzejszej podróży. Po chwili doszedł do jego uszu zgrzyt odsuwanych drzwi kasy i szelest papierów. Wreszcie usłyszał jakby stuk padającej na ziemię walizki, potem drzwi kasy zatrzasnęły się gwałtownie, wywołując lekki wstrząs w pokoju.