Strona:Aleksander Błażejowski - Walizka P. Z.pdf/192

Ta strona została uwierzytelniona.

— Czem kto wojuje, od tego ginie!... — żartował doktor Krive, witając przyjaźnie starego detektywa. — Obawiałem się jednak, że z panem radcą gorzej. Teraz po oczach widzę, że energji wystarczy panu jeszcze na długie lata... Niespożyty motor pędzi pański organizm. Kulą radca oberwał?
— Na szczęście nie kulą, tylko kastetem, albo ciężkim bokserem łotr mnie oporządził...
— Dlaczego „łotr?“ W dzisiejszych czasach kul ekrazytowych i gazów trujących wybrał pański przeciwnik jeszcze bardzo humanitarną broń...
Blindow starał się uśmiechnąć.
Doktor Krive wydobył z torby olbrzymie pudło niklowe z wygotowanemi przyrządami chirurgicznemi i opatrunkami i z wielką starannością układał je na stole. Potem zmoczył kłębek waty w jakimś płynie i zaczął zmywać zakrzepłą krew na głowie i twarzy rannego.
— Jest pan prawdziwym dzieckiem szczęścia, — mówił lekarz. — Tak silne uderzenie w głowę, jakie pan otrzymał, byłoby u mniej odpornego pacjenta wywołało wstrząs mózgu... Warga to głupstwo, nałożymy trzy szwy i zacerujemy wspaniale... Ale ręka zwichnięta. O, będzie musiał kochany radca nareszcie trochę uspokoić się i kilka dni przeleżeć w łóżku.