Strona:Aleksander Błażejowski - Walizka P. Z.pdf/193

Ta strona została uwierzytelniona.

— Ale nie mogę doktorze! — bronił się gwałtownie Blindow. — Sprawa zbyt ważna, abym teraz mógł się wylegiwać.
— To chodź pan, jeśli pan tylko potrafi, — mruknął Krive.
Lekarz obmył dokładnie głęboką ranę na głowie chorego i starannie nałożył opatrunek. Za chwilę zaczął zeszywać wargę. Krzywa, ostra igła wbijała się głęboko w skórę rannego, ale stary detektyw zdawał się być nieczuły na cierpienia. Ani jeden mięsień jego twarzy nie drgnął pod wpływem bólu. Najdłużej trwało opatrywanie ręki. Doktor Krive musiał przywołać Glasgiera do pomocy, aby wprowadzić w staw kość ramieniową.
Po upływie godziny radca Blindow przy pomocy agenta policyjnego i doktora Krivego opuścił pokój, w którym spędził burzliwą noc. Na ulicy czuł się Blindow znacznie lepiej. Nogi zaczynały odzyskiwać większą pewność. Ranny sam otworzył drzwiczki automobilu i usadowił się na wygodnych poduszkach wozu.
— Jedziemy więc do pańskiego mieszkania? — spytał lekarz.
— Doprawdy doktorze, nie mogę, — poważnie sprzeciwił się radca policji. — Choćby na dwie godziny muszę pojechać do biura. Mam wydać tak spieszne i ważne zlecenia, że odroczyć ich ani na godzinę nie mogę.