Strona:Aleksander Błażejowski - Walizka P. Z.pdf/198

Ta strona została uwierzytelniona.

— Miał szeroki nos i skośne oczy. Przypominał Chińczyka, albo Japończyka, takiego co sprzedaje figurki i cygarniczki po kawiarniach. Tylko twarz jego nie była żółta, ale niezwykle blada. Nad okiem miał głęboką bliznę. Mówił ogromnie szybko, trochę z cudzoziemskim akcentem...
— Cóż mówił do ciebie?
— Wręczył mi tę paczkę i polecił mi oddać ją panu radcy, skoro tylko przyjdzie do biura, jeśliby zaś pan nie przyszedł do prezydjum, to polecił mi odesłać paczkę do pańskiego prywatnego mieszkania. Mocno byłem zdziwiony tem, iż wiedział, że pana w biurze niema, choć nie pytał o to zupełnie. Potem jednak dorozumiałem się, że szwajcar na dole udzielił mu potrzebnych informacyj.
W miarę opowiadania woźnego wzrok Blindowa wyrażał coraz większe zdumienie. Palce lewej ręki poruszały się nerwowo.
— Wiesz, Glasgier, — powiedział stary detektyw, — że ten łotr zaczyna mi imponować swoją zimną krwią i bezczelnością. Przecież to on sam przybył tutaj, aby doręczyć mi notes i papiery.
— Kto taki?
— Ten łotr, który oporządził mnie w willi barona Teitelberga. Lazł aż do smoczej jamy... Odważny człowiek... No, ale teraz muszę