Strona:Aleksander Błażejowski - Walizka P. Z.pdf/20

Ta strona została uwierzytelniona.

Kanner spojrzał na zegarek: dochodziła 12-ta. W domu u siebie na Sandbergertor — myślał, — będę automobilem za pół godziny, a więc dość czasu, aby wyspać się, wstać wcześnie rano i przygotować się do drogi. Kurjer ku granicy polskiej odchodzi około godziny 8-ej rano...
Ciekaw był niezmiernie, ile też Teitelberg wyasygnuje mu na drogę. Zgóry wiedział, że nie będzie to zawrotna suma, ale może i lepiej... Gdyby go w drodze przyłapano, mógłby łatwiej wpaść w podejrzenie, mając znaczną gotówkę przy sobie. Niebezpieczeństwa zbytnio nie obawiał się. Nie po raz pierwszy wyjeżdżał do Warszawy. Zresztą znał dobrze Teitelberga i wiedział, że jego kalkulacje i plany obliczane są zawsze bez ryzyka. A gdyby wpadł?... Niemiecka sieć szpiegowska doskonale jest zorganizowana w Warszawie. Za kilkanaście godzin wiedzianoby już o tem w Berlinie. Nie wątpił ani na chwilę, że wpływy Geheimrata są tak olbrzymie, że wydostałby go z łatwością nawet z poza siódmej kraty. Ale zawsze lepiej bez niespodzianek... Za pięć tysięcy marek nie warto zbytnio łba nadstawiać.
W myślach operował już Kanner zarobioną gotówką. Dogasające cygaro przerwało jego kalkulacje. Wstał, aby zadusić niedopałek w popielniczce. Powoli zaczęła go ogarniać senność. Spojrzał znów na zegarek: dochodziła godzina 1-sza.