Strona:Aleksander Błażejowski - Walizka P. Z.pdf/34

Ta strona została uwierzytelniona.

— Za pół godziny kasa powinna być otwarta, tłumaczył — Blindow. — Wziąć ją zaraz na dźwigary i położyć na bok. Dno jest cienkie, puści jak wosk.
Robotnicy podsunęli dźwigary. Korby z jakimś złowróżbnym zgrzytem podnosiły powoli olbrzyma do góry. Potem skręcono kasę w bok i wolno zaczęto opuszczać na ziemię. Obliczenia radcy Blindowa okazały się jednak błędne. Dopiero po upływie godziny zdołano przysunąć bańki z acyteliną i tlenem do dna pancernej szafy. Długi niebieski język o temperaturze dochodzącej do 2000 stopni C. z głuchym warkotem lizał wypolerowaną stalową taflę.
Ale radca Blindow jakby stracił poczucie czasu. Ukląkł obok kominka i przy pomocy silnej lampy elektrycznej i lupy, badał każdy, najdrobniejszy ślad na podłodze i dywanie. Badania nie musiały jednak dawać pożądanych rezultatów, bo jego poprzecinana głębokiemi zmarszczkami twarz jeszcze bardziej się skurczyła, a na długich, wąskich ustach wystąpił grymas zniechęcenia. Wreszcie Blindow wstał z klęczek, obejrzał raz jeszcze dokładnie każdy mebel i kominek i podszedł do okna. Długo bębnił w zamyśleniu palcami po weneckiej szybie.
Robotnicy kończyli tymczasem pracę. Na dnie kasy wypalone były ramy dużego kwa-