Strona:Aleksander Błażejowski - Walizka P. Z.pdf/48

Ta strona została uwierzytelniona.

kokosowym chodniku. Na parapecie okna ujrzeliśmy odbicie ludzkiej dłoni, niestety ślady te nie dopomogą do wykrycia sprawcy.
— Dlaczego? — spytał zdziwiony prezydent policji.
— Zbrodniarz był niezwykle sprytny i dla zatarcia śladów ubrał się w jednolite, szczelne ubranie, jakiego używają zwykle piloci. Na nogi włożył grube skarpety, aby tłumić kroki. Na rękach miał rękawiczki. Cały ten strój mocno owalany sadzą znaleźli później agenci w ogrodzie. Przypuszczam, że zbrodniarz w tem przebraniu przeskoczył nawet parkan, na ulicy zdjął kostjum i rzucił go do ogrodu willi barona Teitelberga. Potem spokojnie już przeszedł kilkadziesiąt kroków przez główną aleję, skręcił w Edengasse, gdzie oczekiwali go towarzysze w automobilu. Do tego wniosku naprowadza mnie fakt, że na Edengasse natrafiłem na dość obfitą kałużę oliwy i benzyny samochodowej. Przypuszczam więc, że w tem miejscu stało auto przez godzinę, a może i dłużej i oczekiwano cierpliwie na sygnał z willi. Kilkanaście niedopałków papierosów porzuconych na jezdni upewnia mnie, że w automobilu musiało być kilka osób, które paleniem skracały sobie przydługie chwile oczekiwania.
— Więc uważa pan radca, że zbrodnia była aż tak skrupulatnie uplanowana?