Strona:Aleksander Błażejowski - Walizka P. Z.pdf/60

Ta strona została uwierzytelniona.

mino w restauracji Stilbera. Zawsze mówiłem, że tam marne piwo, a dla samego domina nie warto chodzić...
I bez żadnych skrupułów, olbrzym wpakował się do stołu przy oknie i kazał przynieść kamienie do gry.
Gospodarz przyniósł piwo i silnie zniszczoną drewnianą skrzyneczkę. Olbrzym rozsypał kamienie na kolorowym obrusie.
— Może teraz światło zapalić? — spytał uprzejmie gospodarz.
— Jeszcze za wcześnie — odpowiedział olbrzym.
Gdy gracze pozostali sami, człowiek w nasuniętym głęboko kapeluszu przysunął kilka kamieni do siebie i zgryźliwym cierpkim tonem zauważył:
— Glasgier, pan zawsze musi się spóźniać. Pół godziny musiałem czekać na pana...
— Ależ na czas przyszedłem... Za pół godziny dopiero będzie nasz ptaszek w klatce...
— Był pan w domu na Albrechtstraße?
— Byłem.
— I co?
— Dowiedziałem się, że w dniu morderstwa przyszedł dopiero o godzinie drugiej nad ranem. Przyszedł pijany, zgubił klucz i szturmował hałaśliwie do stróża.