Strona:Aleksander Błażejowski - Walizka P. Z.pdf/61

Ta strona została uwierzytelniona.

— Pijany? — spytał niedowierzająco Blindow. — Chyba udawał.
— W każdym razie dozorca domu opowiadał, że ledwie szedł po schodach i zataczał się silnie. Zresztą nie był to wypadek odosobniony. Co drugi dzień przychodzi pijany. Wśród lokatorów kamienicy ma opinję straceńca. Podobno wykoleił się wskutek złego towarzystwa.
— Dziwne, że za dwieście marek miesięcznie może się codziennie upijać, — mruknął Blindow. — A do tej rudery przychodzi codziennie?
— Codziennie czasem sam, czasem w towarzystwie jakiejś przystojnej, młodej kobiety, a czasem z jakimiś kolegami z pod ciemnej gwiazdy. Niekiedy wpadnie jak po ogień, a czasem to śpi tam i dwadzieścia cztery godziny.
Glasgier zamilkł. Z drugiego pokoju usłyszeli kroki właściciela restauracji. Pochylili się szybko nad kamieniami domina.
— Panie Mildner, — rubasznie upominał olbrzym — mydło osiem, a nie siedem. Buchalter a nie umie liczyć...
Gdy wysoki pan szukał skwapliwie w kamieniach, — człowiek w bluzie robotniczej patrzył pilnie przez okno. Potem olbrzym kupował kamienie, a pan w głęboko wciśniętym kapeluszu, ślizgał się oczami po szybie.