Strona:Aleksander Błażejowski - Walizka P. Z.pdf/64

Ta strona została uwierzytelniona.

baczę pana z policjantami w bramie... Niech pan szybko biegnie, bo każda sekunda stanowi o powodzeniu...
Robotnik chwycił czapkę i wybiegł na ulicę.
Pan o wyglądzie buchaltera został sam. Spokojnie przywołał gospodarza i załatwił rachunek. Ale pozorny spokój i równowaga wkrótce zaczęły go opuszczać. Nerwy starego człowieka musiały być napięte do najwyższych granic, bo ani na chwilę nie spuszczał oczu z szyby okiennej, ręką ściskał coś w kieszeni, po chudej twarzy przebiegały nerwowe drgawki. Nie trudno było odgadnąć, że siłą woli musi się opanowywać, aby nie wybiec na ulicę.
Nagle zauważył, że zewnątrz bramy zgaszono mały płomyk gazowy, a za chwilę ciężka brama zamknęła się z trzaskiem i ktoś przekręcił zamek kluczem.
— Tem lepiej, — mruknął chudy człowiek do siebie i nieco spokojniej patrzył już przez okno. Po chwili jednak nerwy zaczęły go znowu ponosić. Chwile oczekiwania dłużyły mu się strasznie. Każda minuta wydawała się wiecznością. Czuł nawet ból w gałkach ocznych z nieustannego patrzenia w ciemną bramę domu. Co chwila spoglądał na zegarek. Minęło dziesięć minut od chwili, gdy jego towarzysz wybiegł z pod „Cichego Kąta“ i dotychczas nie dawał znaku życia.