Strona:Aleksander Błażejowski - Walizka P. Z.pdf/66

Ta strona została uwierzytelniona.

minut, ale stróż nie wychodził. Jeden z policjantów ponowił sygnał. Po długiej dopiero chwili usłyszeli głuchy stuk drewnianych trepów. Wreszcie klucz zgrzytnął w zamku.
Szybko weszli do nieoświetlonego wnętrza domu. Teraz Glasgier kierował obławą. Olbrzym pokazał stróżowi legitymację i wezwał go, by bezzwłocznie zamknął bramę i trzymał przy niej straż.
— Pan Blindow z jednym policjantem wejdzie na podwórze, — rozplanowywał Glasgier obławę. — Proszę pilnować pierwszego okna parterowego na prawo. Ja z drugim policjantem zaatakuję przez drzwi.
W świetle ślepej latarki wysunął się cicho Blindow z policjantem na podwórze. Obydwaj wyjęli rewolwery i odsunęli bezpieczniki. Szybko podsunęli się pod wskazane okno.
Z okna parterowego padał na ciemne podwórze snop białego światła. Radca policji przysunął się blisko szyby i spojrzał do wnętrza pokoju. Przez przezroczystą firankę zobaczył młodego człowieka, którego przed pół godziną obserwował przez okno restauracji. Młody człowiek siedział w palcie przy stole i pisał coś na arkuszu papieru. Na jego twarzy malowało się skupienie.
— Mamy szczęście, że sam jest w mieszkaniu, — pomyślał Blindow.