Strona:Aleksander Błażejowski - Walizka P. Z.pdf/69

Ta strona została uwierzytelniona.

rozglądali się wkoło. Wreszcie agent policji zbliżył się do okna i dał znak Blindowowi, aby wszedł do mieszkania.
— I co? — spytał radca policji, wchodząc do mieszkania.
— Ano nic, niema nikogo... — powiedział Glasgier z mocno zakłopotaną miną.
Blindow wpadł w wściekłość. W jego stalowych oczach migotały złe błyski.
— Więc dał się pan wziąć na kawał jak głupiec? — rzucił z tłumioną pasją.
— Ależ panie radco, — usprawiedliwiał się olbrzym — przekonany jestem, że tylko oknem albo drzwiami mógł uciec...
— Więc mnie, albo panu uciekł z przed nosa... irytował się Blindow. — Może będzie pan wmawiał we mnie, że rozpłynął się jak mgła w powietrzu? Gotów pan utwierdzać we mnie wiarę w cuda...
Olbrzym zdjął czapkę, drapał się bezradnie po głowie.
Silnie zafrasowana mina olbrzyma uśmierzyła nieco pasję starego radcy. Bacznie zaczął się rozglądać po pokoju.
Jedynem umeblowaniem tego zakurzonego i brudnego pokoju, był mocno zniszczony stół, krzesło i żelazne łóżko z brudną pościelą. W kącie na kulawym zydlu stała wyszczerbiona miska, — używana prawdopodobnie jako mie-