Strona:Aleksander Błażejowski - Walizka P. Z.pdf/72

Ta strona została uwierzytelniona.

i oświetlili mały ciemny korytarz. Ostrożnie weszli do wnętrza, trzymając wyciągnięte rewolwery.
W korytarzu nie było nikogo.
— Dokąd ten korytarz prowadzi? — spytał znów cicho Blindow, niemal nachylając usta do ucha agenta.
Glasgier wzruszył ramionami na znak, że nie orjentuje się.
Korytarzyk kończył się drzwiami obitemi słomą. Obaj nachylili się i z zapartym oddechem wsłuchiwali się w odgłosy z za ściany. Głos kobiecy był teraz wyraźniejszy, słów jednak nie było podobna uchwycić.
Agent uchylił lekko i ostrożnie drzwi. Przez szczelinę uderzyło na nich ciepło i miły zapach świeżego pieczywa.
— To sklep, w którym niedawno zamykano żaluzje, — szepnął Glasgier i spojrzał do wnętrza lokalu.
Była to duża, ponura sala z ceglaną podłogą. Zniszczona siatka gazowa licho oświetlała przestrzeń. Wzdłuż ścian ustawione były duże kosze na pieczywo i wory z mąką i kaszą. Na środku mrocznej sali harcowały młode koty. Z za lady sklepowej dochodził do ich uszu gwar przyciszonej rozmowy i miarowy stuk jakiegoś przedmiotu. Glasgier jeszcze głębiej wychylił głowę przez drzwi. Teraz wyraźnie zobaczył twarze rozmawiających.