Strona:Aleksander Błażejowski - Walizka P. Z.pdf/74

Ta strona została uwierzytelniona.

pozę, chwyciła rękami utlenione włosy i powtarzała sztucznym, płaczliwym głosem:
— Bandyci, obrabują nas biednych ludzi!...
Blindow uważnie śledził twarze tej trójki. Ani chwili nie wątpił, że odgrywają komedję. Spytał wreszcie spokojnie:
— Gdzie zbiegł człowiek, który mieszka w pokoju obok sklepu?
— Nic nie wiemy o żadnym człowieku... — odburknął niechętnie mężczyzna. — Prosimy równocześnie, aby panowie wytłumaczyli kim są, w przeciwnym bowiem razie będziemy musieli inaczej rozmawiać...
Młoda dziewczyna uśmiechnęła się ironicznie.
— Ten starszy pan to radca policji Blindow, a to pewnie jego pomocnik... — przedstawiła z ironją obu detektywów.
Radca policji spojrzał bacznie na zuchwałą dziewczynę. Nie mógł przypomnieć sobie, gdzie widział już tę piękną, bladą twarz, te duże, mocno podkreślone oczy i mięsiste wykarminowane usta. Długą chwilę nie mógł stary detektyw odtworzyć w swojej pamięci, gdzie zetknął się z nią. Nagle przypomniał sobie wschód jesiennego słońca na Grunewaldzie, gdy wychodził zmęczony śledztwem z willi barona Teitelberga: wyminęła go wtedy na ulicy, prowokując oczami. Zauważył wtedy u niej fartuszek pokojowej...