Strona:Aleksander Błażejowski - Walizka P. Z.pdf/82

Ta strona została uwierzytelniona.

Zaraz po morderstwie, jeszcze o świcie, Erika wyjechała z Berlina do znajomych na wieś, ani godziny dłużej nie chciała zostać w tej willi. Prosiła tylko, by ją telegraficznie uwiadomić o dniu i godzinie pogrzebu.
Baronowa Teitelberg została sama. Jedynym jej przyjacielem teraz był olbrzymi chart syberyjski, który tak samo jak ona bał się tej oksydowanej trumny i tego białego lasu płonących świec.
Noce spędzała baronowa bezsennie. Najmniejszy szmer w willi napawał ją lękiem. „Colly“ jeżył sierść i chował swój wspaniały łeb w fałdy jej szlafroka. W czasie takiej bezsennej nocy zdawało się jej, że ona i pies słyszą równocześnie jak z olbrzymiego katafalku wstaje Geheimrat, opuchłemi rękami rozsuwa las cyprysów i świec i idzie wolno na górę do swego zacisznego gabinetu, aby tam wykuwać jakieś straszliwe plany. A czasem bała się, że ten olbrzym o potwornie zniekształconej głowie przyjdzie lada chwila do niej, do jej sypialni i swoim chrypliwym głosem zacznie upominać się o jakieś urojone krzywdy. O, — słyszała nawet skrzyp podłogi tuż za progiem buduaru...
Świt zastawał zawsze baronową z otwartemi oczyma.