Strona:Aleksander Błażejowski - Walizka P. Z.pdf/83

Ta strona została uwierzytelniona.

A w dzień rozpoczynał się korowód współczujących, rozmowy z notarjuszem i kierownikami fabryk o interesach, których nie rozumiała i które przerażały ją swym ogromem.
Tak trwało już dwa dni i dwie noce długie...
Baronowa Teitelberg rozumiała, że gdy takie napięcie nerwowe potrwa jeszcze dłużej, to znajdzie się za murami jakiegoś sanatorjum dla nerwowo chorych, a może i domu obłąkanych.
Ale jeszcze jedna tylko noc i jeden, niecały nawet dzień dzielą ją od chwili wyniesienia tych strasznych zwłok. Potem rozsuną te gęste rzędy świec i drzew żałobnych i zamkną raz na zawsze tę trumnę... A potem...
Przed oczyma baronowej przesunął się obraz tłumnego konduktu pogrzebowego, potem w wspaniałej kaplicy berlińskiego krematorjum mowa pastora...
I zdawało się jej, że na dworze nagle zabłysło słońce, że lekki wiatr kołysze zielone czuby drzew, a w powietrzu taki spokój i cisza, że słychać tętno własnego serca.
Odpoczynek.
Z ust baronowej znikł grymas bólu. Przez twarz jej przebiegł promyk szczęścia. Ale trwało to tylko sekundę. Wróciła natychmiast myślą do rzeczywistości i równocześnie jakby