Strona:Aleksander Błażejowski - Walizka P. Z.pdf/84

Ta strona została uwierzytelniona.

powiew z hallu przesycony zapachem topionego wosku i rozgrzanych kwiatów wtargnął do jej płuc.
Wzdrygnęła się, czując przypływ zimna. Szybko odwróciła głowę ku drzwiom. W progu pokoju stał Johann.
— Książę Dymitr Strogow! — zameldował dyskretnie.
Na dźwięk tego nazwiska baronowa Teitelberg drgnęła.
— Prosić, — powiedziała cicho.
Gdy służący zamknął drzwi, postąpiła kilka kroków naprzód, jakby chciała biec naprzeciw drogiego gościa. Zatrzymała się jednak wpół drogi. Spojrzała w lustro. Szybkim ruchem rąk poprawiła krótkie, starannie ondulowane włosy. Rzuciła wzrokiem na całą swą postać. Suknia z czarnego, lśniącego jedwabiu obciskała zręcznie jej zgrabną postać.
Wszedł książę Dymitr Strogow i złożył przed nią głęboki, poważny ukłon. Chwilę patrzyli na siebie, jakby chcieli oczami odgadnąć nastrój swych dusz. Wreszcie Strogow szybkim krokiem zbliżył się do niej i przycisnął jej wąską rękę do ust. Długo nie mógł oderwać ust od jej ciepłej, białej dłoni.
— Biedna, biedna Luizo, — szepnął.
Padła bezsilnie w głęboki fotel, z nadmiaru wzruszenia, on ukląkł u jej nóg i pokrywał pocałunkami obie jej ręce.