Strona:Aleksander Błażejowski - Walizka P. Z.pdf/85

Ta strona została uwierzytelniona.

— Dymitr, — szeptała z wyrzutem, — tak długo ciebie tu nie było, a ja tak strasznie cierpiałam, — i w jej dużych oczach błysły łzy. Nachyliła się nad klęczącym i spazmatyczny płacz wydobył się z krtani. Długo wstrząsał jej całem ciałem.
Strogow położył rękę na głowie nieszczęśliwej kobiety, jakby chciał, aby w ten sposób spłynęło na nią ukojenie.
— Płacz, Luizo, płacz, — szepnął, — łzy przyniosą ci ulgę.
Płakała. Tłumiony przez tyle dni i nocy ból i lęk rozpraszał się teraz. W jej duszy i sercu coś się burzyło, kruszyło, łamało. Łzy przynosiły spokój. Nie starała się nawet ich powstrzymywać.
— Ach, ile przecierpiałam przez te dwa dni, to chyba Bóg jeden wie... — żaliła się, tłumiąc szloch. — Ach, jak bardzo pragnęłam płakać, niestety nie mogłam... Suchemi oczami patrzałam na te straszne zwłoki w jego gabinecie, przykryte gobelinem... Suche miałam oczy, gdy ustawiano katafalk i zapalono świece... Ale najgorsze chyba to ten łańcuch ludzki, jakby bez końca i końca... Przychodzili ludzie, którzy nigdy go nie kochali, a może i nie szanowali. Słuchałam ich konwencjonalnych obłudnych słów współczucia i byłam sama, zupełnie sama... Erika wyjechała zaraz twier-