Strona:Aleksander Błażejowski - Walizka P. Z.pdf/89

Ta strona została uwierzytelniona.

szawy. Całą energję i potęgę swoich wpływów zużywał na wydarcie tych fabryk. Sprawy jego jednak musiały być bardzo wątpliwe, bo wynik tych procesów nie był dla niego pomyślny. To go jątrzyło i doprowadzało do szaleństwa. Polaków tak nienawidził, że słowa „Polak“ nie wolno było ani w biurze, ani w domu wypowiedzieć. Całe rzesze polskich robotników wydalił z fabryk w Nadrenji. Wiem, iż uczciwi i rozsądni prawnicy starali się odwieść go od szaleńczych procesów, — nie dowierzał im. Wreszcie i oni nie chcąc narażać się jemu, przestali się wtrącać w tę sprawę. Ostatnie lata, tu w tym pałacyku na Grunewaldzie, żył już tylko nienawiścią. Nie znosił zadowolonych i szczęśliwych twarzy dookoła siebie...
— Luizo, może źle go oceniasz, — przerwał jej miękko. — Nie rozumiałaś go. On był Niemcem z krwi i kości, — ty Szwajcarką, wychowałaś się w innych warunkach i otoczeniu. W niego od dziecka wpajano, że on i jego naród powinien panować nad światem. Dlatego to, co jemu wydawało się naturalne, ty brałaś za drapieżność, czy szaleństwo. Obserwowałem go przecież, nie był inny jak całe jego otoczenie, — był tylko potężniejszy kapitałem i wpływami... A zresztą poco w tej chwili analizujesz duszę człowieka, który przed dwoma jeszcze dniami przestał istnieć i którego nie kochałaś...