Strona:Aleksander Błażejowski - Walizka P. Z.pdf/90

Ta strona została uwierzytelniona.

— Och, nie mów, że przestał istnieć... — przerwała ze strasznym lękiem. — On jest, on jeszcze jest. Ja czuję, że wypełnia on jeszcze sobą wszystkie kąty tego domu... Nie domyślasz się nawet, że on wiedział, że go zdradzam... O, nie przecz temu. Tak było. Nieraz, gdy widział na mojej twarzy uśmiech szczęścia, to badawczo patrzył mi w oczy... Wiem, że wszystko w nich czytał. Gdy bałam się jego spojrzenia i zasłoniłam rzęsami oczy, wtedy śmiał się tak dziwnie, że strach mnie oblatywał. Czytał we mnie jak w otwartej książce...
Książę Strogow wstał z klęczek, chodził nerwowo po pokoju. Co chwila przesuwał ręką po czole, widocznie chciał odpędzić jakieś przykre myśli. Stanął wreszcie koło kominka i spokojnie patrzył w ogień. Czerwone refleksy padały na jego piękną twarz i grały w jego dużych, siwych źrenicach.
Baronowa milczała pogrążona w myślach. Strogow pierwszy ocknął się z zamyślenia.
— Źle zrobiłem, Luizo, że pierwszy nie powiedziałem mu o naszej miłości... Byłbym ciebie wcześniej wyrwał z jego rąk... Byłbym ci oszczędził tych tortur psychicznych jakie musiałaś w tym domu przechodzić... Niestety, nie mogłem tego zrobić, ponad ciebie, ponad moją miłość było jednak coś większego i silniejszego...