Strona:Aleksander Błażejowski - Walizka P. Z.pdf/91

Ta strona została uwierzytelniona.

— Kobieta? — spytała z niepokojem.
— Ach nie, nie kobieta.
— I nie bałbyś się wyznać mu wszystkiego?
— Nie.
— A widziałeś go w hallu wśród kwiatów i świec? — spytała z lękiem.
— Widziałem.
— I nie zadrżałeś?
— Nie. Przeciwnie, patrzyłem w czarny welon jego na twarzy, bo chciałem spojrzeć mu w oczy.
Z przerażenia zasłoniła twarz rękami.
— Nie bój się, Luizo, ja nie patrzyłem w te szklanne, krwią nabiegłe oczy z nienawiścią, nie miałem powodu do tego. Ja dziękowałem mu za to, że ani atomu twojej miłości i przywiązania nie zatrzymał dla siebie i nie zabiera do grobu... Czy mogłem mu złorzeczyć?
— Silny jesteś.
— Tak silny jestem, — powtórzył w zamyśleniu, — ale silny nie nienawiścią jak on, silny jestem celem, któremu służę i miłością dla ciebie...
Patrzyła z wdzięcznością na swego kochanka.
— Teraz dobrze mi, — mówiła cicho. — Przy tobie zaczyna opuszczać mnie ten obłędny lęk.
— Potem, co mi przed chwilą powiedziałaś — mówił z powagą, — nie wierzę, by mogło ci być dobrze w tym domu. Wierzę teraz, że te