Strona:Aleksander Błażejowski - Walizka P. Z.pdf/92

Ta strona została uwierzytelniona.

kąty, nawet meble są przeklęte. Ale przeklęte przez twój strach i zmaganie. I dlatego stąd wyjedziemy...
— Ależ nie mogę wyjechać...
— Wyjedziesz ze mną. I ja nie mam już celu siedzieć dłużej w Berlinie. Mam dość tego nieprzytulnego miasta, w którem wre i kipi nienawiść do całego świata. Nienawidzę Berlina. Dzień, w którym wyjadę stąd z tobą, uważać będę za najszczęśliwszy w życiu...
— Wyjeżdżasz do Paryża?
— Nie, do Warszawy. Tam mam jeszcze kilka ważnych spraw rodzinnych do załatwienia. Kilka miesięcy musimy spędzić w Polsce...
Nie odpowiedziała. Strogow patrzył dalej w kominek i snuł jakieś swoje plany. Na jego wysokiem czole zarysowała się głęboka brózda, silne łuki brwi schodziły się razem nad kształtnym nosem.
Na korytarzu usłyszeli nagle szybkie kroki. Baronowa Teitelberg drgnęła nerwowo.
— Ale masz zdezelowane nerwy, — powiedział Strogow z głęboką troską. — Drżysz nawet wtedy, gdy ktoś idzie przez korytarz.
Do buduaru baronowej wszedł Johann, trzymając dużą kartę wizytową na tacy. Podał ją swojej pani. Spojrzała na bilet i tłumiąc niechęć rzuciła cierpko:
— Ach, jeszcze i to trzeba przetrzymać...