Strona:Aleksander Błażejowski - Walizka P. Z.pdf/99

Ta strona została uwierzytelniona.

Blindow namyślał się chwilę nad czemś, potem spytał:
— A po tragicznej śmierci męża nie poczyniła pani żadnych spostrzeżeń? Nie zauważyła pani jakichś zmian w usposobieniu otoczenia np. przerażenia, konsternacji, żalu?...
— Doprawdy trudno mi odpowiedzieć. Jeśli kto był najbardziej przerażony tragiczną śmiercią — to w pierwszym rzędzie ja. Córka pod wpływem strasznego ciosu wyjechała bezzwłocznie, nie chcąc pozostać w tym domu. Zostałam sama. Jako kobieta, a więc nerwowo słaba, poddałam się zupełnie nieszczęściu. W dzień chodziłam jak automat, w nocy pracowała moja rozgorączkowana wyobraźnia... Może to śmieszne, ale ustawicznie słyszałam w nocy jakieś szmery, kroki i ruchy. Świt, oczywiście, przywracał mi równowagę. W dzień zdawałam sobie sprawę z nocnej egzaltacji...
— Słyszała pani szmery? — spytał mocno zdziwiony Blindow. — I nie była pani ciekawa zbadać, skąd one pochodzą?
— Za żadną cenę nie byłabym ośmieliła się przekroczyć progu tego pokoju... — mówiła z szalonym lękiem w oczach.
— Tak, to zrozumiałe... — odpowiedział machinalnie Blindow i umilkł. Zdawało się, że myśli detektywa pracują usilnie nad rozwiąza-