Uchyliwszy firanka, wesołą postorą,
Rzecze do swych z karety: przecię naszy górą!
Ktoś przyniósszy w zanadrzu cytrynę umyśnie,
Dając Królowi, prosi o starostwo Wiśnie.
A Król, że żył starosta, odpowie jak z proce:
Bardzo słuszna, owocem nagradzać owoce.
Jednak że Wiśnie niemasz, na ten czas się figą
Kontentujcie! Zrozumiał i poszedł za dygą.
Niechcąc, żeby się bawił w zacne święto wiechą,
Ksiądz Bełza polskie dzieje pod swym czytał klechą.
Na samym końcu karty napisano było:
Król Bełza. Tu ksiądz klesze: aże wspomnieć miło,
„Że też i w domu naszym, co dziś tak wzgardzony,
— Dawszy mu owo czytać „bywały korony“.
A frant ksiądz nie przewrócił z peryodem karty,
Gdzie pisano: dobywał kiedy mu zawarty.
Spragnąwszy król Kazimierz goniąc zwierza w boru,
Wstąpił do szlacheckiego, chcąc się napić, dworu.
Rad był szlachcic ubogi, że go Pan nawiedził.
Skoro z bębna ostatek piwa w szkleńcę zcedził,
Przyniesie mu do konia, a król: „pijcież, mówi,
„Wszak zawsze kredensować należy królowi.“
Skosztowawszy ów znowu z ukłonem mu poda;
„Wypijcież do dna“ rzecze „tak niesie ta moda“;
Wypił ów do kropelki; „każcież nalać teraz“.
Szlachcic złożywszy ręce „przysiągłbym i nieraz,
Choćby pod sercem było, choćby szczerozłote,
Dałbym, gdybym miał, widzisz wszak maję ochotę.“
Śmieją się wszyscy, a król zostawszy na koszu:
Nie trzebaż ceremonijej zażywać w Mazoszu.
Anegdotę: „Z pustej kleci sowa wyleci“, skracamy. Szlachcic wyprawia syna do dworu znaczniejszego pana; żegnając syna-jałata (błazna), upomina go obszernie, uczy grzeczności, aby téż nie był przy