Inszéj konwersacyej nikt w niem nie spodziewał,
Abo ręką za kołnierz sięgał, abo ziewał.
Nażartowawszy wdowa, każe na wóz wsadzić
I żeby gdzie nie zbłądził, z domu wyprowadzić.
Nie przetworzą moskiewskie sobole, kiedy się
Błaznem rodził, w grzecznego, ani perskie rysie.
Wyprawił, jakiej jęli Polacy się mody,
Szlachcic syna gdzieś między zamorskie narody.
Dwanaście lat na tamtej wędrówce się bawił;
Dwanaście też tysięcy substancyej strawił.
Cieszy się ojciec, witać gotuje Katona,
Aż on głupiego z mózgu widzi Korydona.
Uchwyciwszy za głowę: o moje tysiące!
O moje dwanaście lat! opasłbym na łące
Za jedno tylko lato chudego buhaja!
Wróć kto na pół pieniądze, weźm sobie hultaja.
Toż go kijem po bokach waląc: po naukę,
Nie po pludrym cię, zdrajco! słał, nie po perukę.
Przysięga ów, że dobrze umie po francusku.
„Z kimże będziesz w Wiślicy abo gadał w Busku?
„Umiesz za dwanaście lata — a wżdy za półroka
„Biedna kawa się gadać nauczy i sroka.“
Umiem grać na gitarze, bom się w nię sposobił.
„A czemuż nie na dudach, prędzej byś zarobił.“
Umiem kształtnie tańcować, gdzie się drugi pląta,
„Tańcuj że téż po kiju od kąta do kąta.“
Trzy córki jeden ojciec miał, wszytkie jękoty;
Więc kiedy miano do nich przyjechać w zaloty,
Zadziesiąta (zakaże) surowo, chcąli zamąż, aby
Milczały, bo pannami zstarzeją się w baby.
Siedzą dzień, siedzą drugi, milcząc, damy nasze.
Aż kawaler, nakładszy na talerzu kasze,
Poda pierwszéj z dokładem, że zacna kapusta.
Tu już nie mógszy wytrwać, otworzyła usta:
A wdyć to tasa dupce (kasza głupcze, chciała
Wymówić, złym językiem ale nie dośpiała).