Pierwéj po apostolsku trzeba błogosławić,
Pożuć po ludzku w zębach, kto się nie chce dawić.
Naukę tę prawi poeta, własném popierając jéj doświadczeniem, przynajmniéj czytamy w innéj przypowieści (Ukąsisz się w język), co następuje:
Przyjadę z pola samym do domu wieczorem —
Kamienia bym ukąsił — z apetytem sporem.
Aż kapłona zdjętego niesą z kuchnie (z) rożna.
Jakoż chęć ludzka wszędy nie bywa ostrożna!
Kości mi tylko wadzą, że go nie zjem całkiem;
Alem w język za pierwszym ukąsił kawałkiem
Nóż cisnę; gębę dłonią zatkam, bolu znakiem;
Mściłbym się, bo jest czego, ale niemasz na kiem.
I apetyt u kata! Siedząc potym cicho,
Jeśliż w gębie, gdzież człeka nie namaca licho?..
Drugą po téj przyczynę kładłem mego szwanku,
Żem wprzód Bogu, niźlim jadł, nie oddał habdanku i t. d.
Zwyczaj błogosławienia stołu, nim się doń siadało, nieznany dawniéj, w siedmnastym wieku znowu powoli się zatracał, o czém wyraźnie świadczy Potocki w drugiéj waryacyi tego samego tematu (Mów Marku, da li Bóg):
Wżdy Lutrzy, starożytéj przestrzegając mody,
Nim do stołu usiędą, błogosławią wprzódy.
Nie ujrzysz błogosławiąc, bo nie polityka,
Prócz księżéj — i to rzadko — dzisia katolika:
Jako nieme bydlęta do żłobu z okołu,
Idą ludzie, nie pomniąc na Boga, do stołu.
Chyba jeśli się trafią księża abo mniszy;
Ci żegnają, ale cóż, kiedy nikt nie słyszy?
Choćby wszyscy słyszeli, też tylko rozumié,
Czy dziękuje czy prosi, kto łacinę umié.
Naprzód się téż obeżre, do święconéj pałki
(Jeśli wina nie będzie) nalawszy gorzałki.
I owe powierzchowne swe błogosławieństwo
Przed Bogiem i przed ludźmi obróci w błazeństwo.
Przyplątał tu Potocki stałą skargę za używanie niezrozumiałego języka, w rzeczach wiary i sumienia, co zaś o lutrach mówi, i dziś jeszcze, choć coraz rzadziéj, u nich popłaca. O impecie własnego