szczał d‘Artagnan, nie ustępując ani kroku napastnikom, nacierającym na niego ze wszystkich stron.
— Zawsze ta gaskonada! — mruknął szlachcic. — O! na honor, gaskończycy zawsze są niepoprawni. Kończcie już ten taniec, kiedy chce koniecznie. On wam sam powie, jak będzie miał dosyć.
Ale nie wiedział, z jakim ma do czynienia zapaleńcem; d‘Artagnan był z tych, co nie ustępują nikomu ani na krok. Walka trwała jeszcze kilka chwil; nakoniec, wyczerpany, upuścił szablę, którą uderzenie kijów przełamało na dwoje. Od innego znów uderzenia jednocześnie zraniony w czoło, padł na wznak skrwawiony i prawie zemdlony.
Wtedy to właśnie nadbiegano ze wszystkich stron na miejsce, gdzie się ta scena rozgrywała. Oberżysta, lękając się głośniejszej awantury, przeniósł przy pomocy stajennych rannego do kuchni, gdzie go zaraz opatrzono.
Szlachcic zaś wrócił na dawne miejsce u okna i z pewnem rozdrażnieniem przypatrywał się tej tłuszczy, która jakby go gniewała niepomiernie.
— I cóż! jak się miewa szaleniec? — zapytał, zwracając się do oberżysty, który przyszedł go o zdrowie zapytać.
— Czy nic się waszej ekscelencji nie stało? — odezwał się oberżysta.
— Ja się zupełnie dobrze czuję, gospodarzu kochany, ale pytam właśnie, co się dzieje z naszym młokosem.
— Lepiej mu już — odrzekł gospodarz — ale wprzód zupełnie omdlał.
— Doprawdy? — pochwycił szlachcic.
— Lecz przed zemdleniem, zebrawszy wszystkie siły, wymyślał i odgrażał się panu.
— Toż to widocznie diabeł wcielony ten śmiałek zawołał nieznajomy.
— O! nie, ekscelencjo, on djabłem wcale nie jest — odparł oberżysta ze skrzywieniem pogardliwem — bo, kiedy zrewidowaliśmy go, zanim odzyskał przytomność, w zawiniątku jego znaleźli tylko jedną koszulę, a w torbie marne dwanaście talarów; nie przeszkodziło mu to jednak przed zemdleniem powiedzieć, że gdyby to było w Paryżu, pożałowałbyś pan tego zaraz, lecz co się odwlecze, to nie uciecze.
Strona:Aleksander Dumas-Trzej muszkieterowie-tom 1.djvu/016
Ta strona została uwierzytelniona.